V Zimowy Rajd GTR Wapielnia 2010

5 Zimowy Rajd GTR
Wapielnia 2010 czyli wycieczka w bajkowy świat roztoczańskiej krainy Królowej Śniegu.


Jednogłośnie wyznaczony termin, tzn. jednym głosem organizatora, który użył mocy nadprzyrodzonych, aby zapewnić pogodę i odpowiednio śnieżne warunki do wędrowania,

pozwolił przybyć niemałej grupie uczestników rajdu: 52 plus pies i plus 3. Były więc urocze miłośniczki wędrowania przybyłe niemal ze wszystkich stron świata: z Zamościa, Cieszanowa, Szczebrzeszyna, Lubaczowa, Tomaszowa Lubelskiego, Lublina, Świdnika i okolic. Przybyły wraz z towarzyszącymi panami, choć i samotnych wędrowców też nie zabrakło, którzy postanowili opuścić swoje zarówno miejskie, jak i leśne azyle i dołączyć do grupy.
Mieszkańcy miejscowości Zielone (na trasie Tomaszów Lubelski – Krasnobród) początkowo zaobserwowali przyjazd pojedynczego samochodu (Beata, Basia i Tomek) i nic nie zapowiadało tego, co miało dziać się później; w miarę zbliżania się godziny dziesiątej, wiejska droga zapełniała się dziesiątkami pojazdów wiozących rozradowanych turystów. I tu spotkała nas pełna życzliwość i gościnność, gospodarze zaprosili do parkowania na swoich odśnieżonych podwórkach, bo droga wąska i zwały śniegu na poboczach. Będziemy pamiętać o ich gościnności.
Radosne wzajemne powitania przybywających zostały uwieńczone gromkim urodzinowym „Sto lat, sto lat” dla jubilata Zająca, pokrzepione olbrzymimi kawałkami urodzinowego pysznego tortu i strumieniami szampana przy salwach strzelających korków z butelek. Całusów od uczestniczek było mnóstwo, niestety głównie dla jubilata (chyba swoje 18 urodziny też zorganizuję na rajdzie...).
Nasz przewodnik, a jednocześnie organizator wyprawy Edward na szczęście czuwał - przerwał biesiadne zapędy ogłaszając początek wędrówki. Radosne, szampańskie nastroje nie zostały zmrożone na trasie wędrówki, było bezwietrznie, temperatura -2 C i puszysty śnieg, dużo śniegu...
Pamiątkowe rajdowe znaczki projektu Edwarda przedstawiają zimowy widok, symbol dzieł natury Roztocza. W ten widok został wkomponowany bałwanek z trąbką jak u słoniątka. Wtajemniczeni wiedzą, że to znak naszego przewodnika i organizatora tej zimowej wyprawy. Sam widziałem, znaczki rozeszły się w błyskawicznym tempie, frekwencja na rajdzie przerosła wszelkie oczekiwania. Szkoda, że znaczków nie wystarczyło dla wszystkich.

Szlak tylko początkowo wiódł drogą, potem przez nietkniętą ludzką stopa biel zawianych pól i leśnych ścieżek, przez które przecieraliśmy na zmianę szlak wędrówki dla pozostałych.
A śnieg kusił, kusił i skusił; kolejne postoje w atmosferze radosnej zabawy śnieżkami, śniegiem i w śniegu. Taka wspaniała integracja, czyli pokonywanie barier w śnieżnym puchu. Potem wzajemne troskliwe delikatne otrzepywanie włosów, ubrań, tudzież wyciągania resztek nie roztopionego śniegu z innych miejsc..., wzajemne częstowanie i pokrzepianie się herbatkami i sokami produkcji własnej, co bardziej i coraz bardziej czyniło nas radośniejszymi i serdeczniejszymi. Wszystko to w bajkowej scenerii lasu, drzew z czapami śniegu, zarośli mieniących się lodowymi gałązkami, kontrastu kolorów białego z zielonym. Las zasypany śniegiem, natura stworzyła fantastyczne obrazy... Dalej dziewicza biel pól, pojedynczy trop zająca szukającego partnerki, bowiem zbliża się jego okres godowy. Trasa nieco trudna, uciążliwa, brnięcie w śniegu, ale pojawia się pomocna dłoń, są chwile na złapanie oddechu, pogaduchy, żarty i wymianę spostrzeżeń lub zachwytów nad widokami, w tym również z męskiego punktu widzenia.
W połowie drogi, nieco zmęczeni brnięciem w śniegu organizujemy ciepłą przekąskę przy ognisku, wiec zapach sosnowego dymu, trzask iskier, zapach pieczonej kiełbaski... i radość wspólnego posiłku, wzajemne częstowanie herbatkami i... sokami własnego wyrobu.

Główny
cel
wędrówki
osiągnięty,

Wapielnia
najwyższy
punkt
Roztocza
Środkowego

385 m n.p.m. kulminacja zbudowana z wapieni trzeciorzędowych, występują tu skałki uznane za pomnik przyrody. Z powodu dużej ilości śniegu widoczne są tylko miejscowe odsłonięcia skalistej budowy geologicznej w postaci niewielkich skarp po wyrobiskach, czy tez w naturalnych zagłębieniach, ale zawsze można zobaczyć więcej latem.
Droga powrotna, lżej bo z górki i nieco przetartymi lokalnym ruchem dróżkami leśnymi, więc jest możliwość podziwiania natury, zimowego lasu, coraz to nowych widoków za kolejnym zakrętem. Aparaty foto w ruch, niemal z każdym krokiem uwieczniamy tę niepowtarzalną chwilę, niepowtarzalną scenerię.

Głodni, radośni zapełniamy „Kmiecica” w Krasnobrodzie, widowiskowe fajerwerki na kolejnym urodzinowym torcie dopełniają kolorystycznie widok radosnych, zarumienionych buzi zimowych wędrowniczek i wędrowców. Radosne „Sto lat”, pyszne kawałki tortu znikały błyskawicznie.
Ważna chwila dla nas z Grupy Turystycznej Roztocze - właśnie dzisiaj otrzymaliśmy swoistego rodzaju wyróżnik w braci turystów Roztocza - czyli znaczek GTR, co w miarę popularności naszej Grupy otworzy nam zapewne niejedne drzwi, ułatwi przejście niejednego roztoczańskiego szlaku.
Biesiada u „Kmiecica” - radosne śpiewy, wspomnienia, wiele pamiątkowych zdjęć, aby wspomnieć od czasu do czasu wspaniałą radosną atmosferę V Zimowego Rajdu GTR...

Drwalik

Wspomnienia rajdowe

Sobotni poranek 30 stycznia 2010 r. zapowiadał piękny zimowy dzionek. Z Zamościa wyjechałem o 8.30, bo przeczuwałem, że droga będzie ciężka. Gdy wjeżdżałem na wzgórza roztoczańskie odezwał się telefon - to Tomek wiozący ekipę lubaczowską meldował, że są już w Narolu. Widocznie jeszcze bardziej niż ja obawiali się spóźnienia i trudnej drogi. Od Jacni zaczęło być ciekawie - ślizgawica i koleiny. Wreszcie pod szkołą w Zielonem zabieram ekipę lubaczowską i jedziemy na start.
Po chwili zaczęło przyjeżdżać coraz więcej samochodzików, a z nich wyskakiwały uśmiechnięte buzie ludzików z GTR. Jedna z gospodyń zaprosiła nas na swoje podwórze. A tam czekał na nas już Zając - na stoliku zobaczyliśmy ogromny tort i szampany mrożące się w śniegu. Szybko się wyjaśniło - przecież to jego 50 urodziny. Życzeń i toastów było bez liku. Zbyszek rozdał znaczki rajdowe. Po chwili lekko zmęczeni pojawili się GTR-owcy z Tomaszowa Lubelskiego, mieli w nogach już ponad 10 km. Terro i Halson nie pokazywali, że już od świtu wędrują – ich towarzyszki były troszkę zmęczone. Łyk zmrożonego szampana i smakowity tort pomogły w zapomnieniu o trudach wędrówki. Jest już godz. 10.40, Cez zagwizdał - Edward powitał uczestników rajdu, omówił trasę i ruszamy. Ruckus z ciekawości policzył i zameldował prowadzącemu, że razem są 52 osoby + pies Marka.

Droga prowadzi nieco pod górę, po lewej mijamy tablicę informacyjną. W tym miejscu obradował sztab wojsk polskich we wrześniu 1939 r. i tutaj zapadła decyzja o ataku na Tomaszów Lubelski. Przechodzimy obok przydrożnej figury z postacią[nbsp] św. Franciszka. Otaczają nas niezwykle malownicze lasy - drzewa przykryte czapami śniegowymi. Droga odśnieżona, więc fajnie się idzie - po prostu zimowy spacerek. Słychać szczekanie piesków i nawet kogut zapiał na powitanie wędrowców w Przejmie.
Przysiółek składa się z kilku domów na skraju lasu i wzgórz roztoczańskich. Wchodzimy na szlak im. Wł. Podobińskiej (zielony), za chwilę dochodzi od strony Łuszczacza szlak centralny (niebieski). Teren wyraźnie wznosi się. Grupa trochę rozciągnęła się, więc zarządzamy krótki postój. Kiedy wszyscy już doszli robimy wspólne zdjęcie. Po chwili ruszamy dalej. Skończyły się ślady traktora więc musimy już buchać po śniegu. Po lewej ściana lasu, a po prawej pola. Idziemy granicą powiatów, gmin i parafii. Na polance otoczonej drzewami rozpalamy ognisko, koledzy wyciągają suche szczypy i szczapy. Ktoś powiedział, że to śmieszne, ale praktyczne przynieść do lasu drewno. Trwa integracja uczestników, po chwili już się znamy, chociaż dla niektórych jest to pierwszy rajd GTR. Napoje są tak różnorodne, trudno określić nawet jakie, ale wszystkie smakowite. Ogromne pudło Tomasz otworzył, a w nim przepyszne ciastka. Zajadamy z apetytem... Ktoś częstuje kawą, czekoladą i herbatą.
O 12.30 ruszamy dalej, miała być tutaj droga, a jest puch śniegowy powyżej kolan. Niektórzy padają i orły zostawiają na bieli śniegowej. Ci co idą na końcu mają już udeptaną ścieżkę.
Wreszcie zdobywamy cel naszej wędrówki - Wapielnię. Na wzgórzu stoi tablica informacyjna. Jurek wygrzebuje ze śniegu słupek wysokościowy. Po chwili schodzimy niżej i oglądamy skały Wapielni. Piękną ośnieżoną aleją schodzimy ze wzgórza. Przy drodze z Łuszczacza do Ulowa na drzewie fotografujemy ciekawą kapliczkę. Tu jest granica parafii Krasnobród i Łosiniec.
Znowu jesteśmy na rozległym bielutkim polu i teraz rozpoczęły się śnieżne igraszki – co widać na zdjęciach. Kiedy już wszyscy mieli dość i napatrzyli się na cudowną Wapielnię ruszyliśmy w drogę powrotną. Jedna ekipa gdzieś się zawieruszyła. W lesie skręciliśmy na wschód i doszliśmy do wąwozu o nazwie Patok. Mijaliśmy lodowe korale na drzewach, niektóre panie nawet je lizały. Minęły nas sanie z obornikiem, który wywozili na pole młodzi gospodarze.
Drwalik znalazł sobie ciekawe miejsce, miał tam zostać do wiosny na wysokiej skarpie ozdobionej korzeniami.
Kiedy wyszliśmy z lasu przywitała nas rodzinka Krzysia Omegi. Wróciliśmy dokładnie do tego miejsca, skąd wyruszyliśmy, nikt nie zabłądził...
Samochody zostały uruchomione i pojechaliśmy do „Kmiecica” w Krasnobrodzie. Wszyscy zmieścili się w jednej sali, a co jedliśmy? Różne smakołyki, żurek, placek po węgiersku i coś jeszcze i coś jeszcze... Był drugi urodzinowy tort dla Zająca. Śpiewaliśmy piosenki roztoczańskie, podpisaliśmy dla Joli śpiewnik roztoczański. Na zakończenie były nawet tańce roztoczańskie...
Dziękuję wszystkim za udział, wspaniałą rodzinną atmosferę i serdeczność.
Do spotkania na roztoczańskich szlakach.

Edward

Wapielnia – GTR 2010.
„Działo się to 31.01.2010 około 10 rano w sobotę, kiedy to co sprytniejsi gospodarze w Zielonem uporali się z zaspami śniegu... Pojawili się „goście” zmotoryzowani. Zajęli jedno z podwórek, witali się i śpiewali „sto lat”, a było ich słychać daleko. Gdy się wszyscy zjechali, wyszli na drogę i poszli w las… Wrócili, gdy zaczął padać śnieg.”
W kronice wsi Zielone nie zanotowano niepożądanych zjawisk.
Tak oto GTR pojawił się znów na zimowym Roztoczu. Edward przygotowujący trasę miał trochę obaw, czy wszyscy dotrą, bo warunki drogowe bardzo trudne… Szampan i tort z owocami – wszak to urodziny Zająca - poprawiały nastroje. Wszyscy podzielili się tym, czym podzielić się wypadało, przekazali sobie osobiste prezenty, a gdy dotarły znaczki rajdowe[nbsp] - ruszyli w drogę… Każdy z uczestników chciał osobiście zdobyć najwyższy szczyt Roztocza Środkowego – Wapielnię. Droga od razu zaczęła się piąć w górę. W plątaninie leśnych dróg nieomylnie prowadził zacny Edward. Piechurzy ustępowali drogi ciągnącym się w obie strony traktorom. Przy jednym ze szlabanów zamykającym wjazd w ładniejsze obszary leśne – zdjęcie zbiorowe. Potem przejście przez wieś Przejma, gdzie w 1939 r. zakończyła się jedna z bitew wojny obronnej. Za wsią, w słusznej odległości, miejsce na ognisko. Poszły w ruch ostre narzędzia, dla przygotowania ogniskowo-kiełbaskowych niezbędników. Przydało się drewno niesione w siatkach i plecakach. Miłe koleżanki karmiły jeszcze milszych kolegów, w zamian dostając napoje… I mogło by się wydawać, że to koniec wyprawy, ale Edward z uporem namawiał do dalszej wędrówki, ruszyliśmy skrajem lasu pod szczyt. Zaspy śniegu sięgające bioder kusiły do igraszek nie tylko śnieżnych… Co bardziej zadziorni faceci próbowali w śniegu zdobywać serca współwędrowniczek… obyło się bez interwencji lekarskiej. Ostatni odcinek na szczyt prowadził przez las. A sam szczyt Wapielni 385 mnpm porośnięty bukami… Po chwili odpoczynku i zdjęciach pamiątkowych, zejście krętą ścieżką. Jedna z powalonych sosen zastawiła wnyki na Sosnę… Doszło do postoju większej części piechurów, ale nogę Sosny udało się z butem i w całości wyciągnąć z bolesnego sosnowego uścisku… Szliśmy teraz w dół, śnieg robił się mokry i bardziej śliski. Trzeba było uważniej stawiać stopy… Nie przeszkadzało to zadziornym panom obrzucać śnieżkami panie… W wąwozie Patok mijaliśmy pięknie zamarznięte korale na brzozach i tarninie. Mijaliśmy pracujących w znoju rolników i mijaliśmy krwisty ślad „walki o życie”. Ożyły wspomnienia znad Brusienki… kto nie widział – zobaczył. Zmęczeni, z obolałymi mięśniami i zakwasami doszliśmy do zabudowań wsi Zielone, tuż obok naszych samochodów…
Tam czekał komitet powitalny w postaci Krzysztofa z rodzinką, wręczający odznaki GTR – bardzo twarzowe!
Powoli pakowaliśmy się do samochodów i jazda do „Kmiecica”, do którego dojechaliśmy w komplecie. I dusze zaprzedane Skorpionowi doszły w całości. Ciepełko i trunki rozchodziły się po kościach. Był wapielniany tort dla Zająca, Lulki, Pomurnika i Joli, piosenek śpiewanie z trzech śpiewników i nasza swojska atmosfera.
Po gromkim hura!!!
- Do zobaczenia na szlaku – powiedział Edward.
- Kiedy ?! – kilkanaście głosów.
- Jutro...

Wanted