Legenda o czterech kamieniach

Dawno, dawno temu, na skraju puszczy wśród roztoczańskich wzgórz stała sobie chatka, w której mieszkała samotna dobra kobieta. Mąż jej zaginął na polowaniu, być może niedźwiedź go rozszarpał albo wilki ogarnęły.
Kobieta ciężko pracowała, by wykarmić siebie i cztery córki. A były to bardzo niedobre córki. Nie chciały pomóc biednej matce, a w głowach miały tylko tańce w pobliskiej karczmie, hulanki  i swawole.


Pewnego wieczoru dziewczyny ubrały się pięknie i pobiegły na kolejne tańce. Po drodze spotkały matkę leżącą bez sił na polu, zmęczoną całodzienną orką. Pomóżcie, kochane dzieci - zawołała, brak mi już sił. Zaraz przyjdziemy, teraz nie mamy czasu - odpowiedziały córeczki i chichocząc pobiegły dalej. Poleży sobie, poleży i wstanie. Nie będziemy sobie zawracać głowy głupią staruchą.

W tym momencie ciemność ogarnęła las, błyskawica rozdarła bezchmurne niebo i potężny grzmot przetoczył się nad drzewami. Przed przerażonymi dziewczynami pojawiła się nagle ciemna postać i rzekła dziwnym głosem: Jesteście do głębi zepsute, wasze serca przestały cokolwiek czuć zatrute jadem bezustannej rozrywki, idźcie do diabła... ha ha ha, idźcie do mnie!
Dziewczyny zniknęły, rozpłynęły się w wieczornej leśnej mgle. A gdy poranne promyki słońca wyjrzały zza drzew napotkały cztery kamienie rozrzucone bezładnie koło drogi prowadzącej do karczmy.

Kamienie te wciąż leżą na skraju lasu w sercu Roztocza. A jeżeli ktoś o czystym sercu o północy klęknie przy nich i pomodli się o zdrowie swojej matki, być może z kamieni znów narodzą się piękne dziewczyny, piękne i dobre, gdyż ich skamieniałe serca po setkach lat zdołały już pozbyć się zła.
A może... Niech to już zostanie tajemnicą.

Mieczysław Błaszczyński